aaa4 |
Wysłany: Pon 15:56, 28 Sie 2017 Temat postu: |
|
-Chodz, dam ci cos do przebrania - powiedzial, ciagnac goscia z taka niecierpliwoscia, jakby nagle zapragnal ukryc go przed Meggie. - A ty - rzucil jej przez ramie - ty idziesz spac. I zamknal drzwi do swojej pracowni.
Meggie nadal stala w miejscu, pocierajac zmarzniete stopy o lydki. Ty idziesz spac! Zdarzalo sie, ze Mo rzucal ja na lozko jak worek orzechow, kiedy robilo sie pozno. Czasem po kolacji scigal ja po calym domu, az w koncu, krztuszac sie ze smiechu, uciekala do swojego pokoju. A czasem byl tak zmeczony, ze wyciagal sie na kanapie, a ona parzyla mu kawe, zanim polozyla sie spac. Ale nigdy jeszcze nie poslal jej do lozka w taki sposob, jak to uczynil przed chwila. Jej sercem targnal lek i owladnelo nia dziwne przeczucie, ze wraz z tym nieznajomym, ktorego nazwisko brzmialo tak dziwnie i tak swojsko zarazem, w jej zyciu pojawilo sie zagrozenie. Nagle pozalowala - gwaltownosc tego uczucia ja przerazila - ze zawolala Mo, zamiast zostawic tamtego na dworze i niechby go deszcz zmyl z powierzchni ziemi. Podskoczyla ze strachu, gdy drzwi do pracowni Mo ponownie sie otworzyly.
-Jeszcze tu jestes? - zapytal Mo. - Idz do lozka, Meggie. Zmykaj!
U nasady czola mial te charakterystyczna zmarszczke, ktora pojawiala sie tylko wtedy, gdy sie naprawde czyms bardzo martwil, i patrzyl na nia tak, jakby byla powietrzem, jakby myslami 12
byl zupelnie gdzie indziej. Zle przeczucie w sercu Meggie roslo, rozposcierajac czarne skrzydla leku.
-Kaz mu odejsc, Mo! - blagala, gdy ojciec popychal ja w kierunku pokoju. - Prosze! Niech sobie idzie. Nie lubie go.
-Kiedy sie obudzisz jutro rano, juz go tu nie bedzie - powiedzial Mo, opierajac sie o framuge drzwi. - Slowo honoru.
-Slowo honoru? Bez skrzyzowanych palcow? - Meggie patrzyla mu prosto w oczy. Zawsze wiedziala, kiedy Mo klamal, chocby nie wiadomo jak staral sie to przed nia ukryc. |
|